| Źródło: https://www.pulshr.pl/zarzadzanie/zadzwonili-o-10-wieczorem-powiedziala-dosc-spakowala-walizki,80786.html?fbclid=IwAR0tY7QT-1g_VtbPoVAPq7rHbnDjOyEZ_R0evXsNI2u5bep1y-J1YBNjgDM
Rajska plaża zamiast biura. Spakowała walizki i została cyfrową nomadką
- Justyna Fabijańczyk doszła do wniosku, że nikt nie stworzył dla niej takiego miejsca pracy, jakie by chciała, dlatego zdecydowała się sama pokierować swoim życiem zawodowym i osobistym.
- W 2014 roku spakowała laptopa i pojechała na swoje pierwsze praco-wakacje na Fuerteventurę na Wyspach Kanaryjskich.
- Jak mówi Fabijańczyk, sceneria, okoliczności się zmieniają, ale praca zdalna i własna działalność online zostają - zabiera je wszędzie, gdzie chce.
-
Blisko 10 lat temu zdecydowałaś się porzucić tradycyjną formę pracy i przejść na model zdalny. Skąd taka decyzja?
Justyna Fabijańczyk, założycielka agencji copywritingowej ODISEO, autorka bloga Cyfrowi Nomadzi: - Doszłam do wniosku, że nikt nie stworzył dla mnie takiego miejsca pracy, jakie bym chciała, dlatego też zdecydowałam się sama pokierować swoim życiem zawodowym i osobistym.
Będąc na studiach, myślałam, że zapewnią mi one dobrą pracę. Myślałam, że to gwarancja sukcesu, bo moje pokolenie było na to nastawione – studiowało się po to, by mieć dobrą pracę. Różne doświadczenia złożyły się na to, że wizja siebie pracującej w jakimś znanym newsroomie zaczęła się rozwiewać.
Na tym etapie nie miałam jeszcze na tyle odwagi, by zadawać sobie pytania, co tak naprawdę chcę w życiu robić. Wierzyłam w to, że rzeczywistość ma dla mnie jakiś dobry plan, ale moje doświadczenia z pracą po studiach szybko sprowadziły mnie na ziemię i doszłam do wniosku, że nikt nie czeka na mnie z pracą idealną - nie dostanę jej, dopóki sama jej sobie nie stworzę. Były takie momenty, w których kierunek, w jakim chcę iść, stał się oczywisty.
O jakich momentach mówisz?
- Na wydziale dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim za elitarną redakcję była uważana redakcja TVN24. Studenci, którzy odbywali staże właśnie tam, byli pewną elitą, bo nawet na staż nie było łatwo się dostać. Któregoś dnia wydarzyła się pewna sytuacja, która zmieniła wszystko.
W piątek wieczorem, było to już około 22:00, zadzwonił telefon z newsroomu TVN24. Otworzyły się przede mną drzwi do najlepszego newsroomu w Polsce, a ja pomyślałam, że telefon w piątek, tak późną porą, to zły znak. Uświadomiło mi to, jaką cenę będę musiała zapłacić. Wtedy pomyślałam sobie, że może to jednak nie jest to, czego chcę i że to nie jest moja droga. Latałam wtedy sporo do USA. Podczas jednej z rozmów z moją rodziną doszliśmy do wniosku, że za oceanem nikomu nie przyszłoby do głowy, by dzwonić do ludzi w sprawie pracy w weekend. To by było straszne faux pax.
Czytaj też: Praca w korporacji go nudziła. Dziś rozkłada biznes na części pierwsze
Innym przykładem jest zawód, jaki przeżyłam, gdy w dniu, kiedy przyszłam podpisać umowę z Polskim Radiem, odesłano mnie z kwitkiem. Było to dzień po wyborach, które wygrał pewien obóz władzy. Ja byłam osobą „niepewną”, więc dyrekcja nie mogła mnie przyjąć, ponieważ sami bali się o to, czy ich umowy nie zostaną wypowiedziane. Dla tej wymarzonej pracy w dziale reportażu Polskiego Radia, zostawiłam inną, stabilną pracę. Zwolniono mnie, zanim mnie zatrudniono.
Kiedy zdecydowałaś się zostać cyfrowym nomadą i połączyć pracę z podróżami?
- W 2010 roku pojechałam do Indii ze studentem ekonomii Brunem. Był Kanadyjczykiem z Montrealu i prowadził szkołę językową online, uczył swojego języka québécois (odmiana języka francuskiego – przyp. red.). W zasadzie był to kurs online, który wymagał jego uczestnictwa jedynie w niewielkim zakresie. Raz na kilka dni poświęcał 2-3 godziny na swoją pracę, reszta jego dochodu była w zasadzie pasywna. Wtedy pierwszy raz zetknęłam się z inną koncepcją pracy niż taką w schemacie od 9:00 do 17:00. Z pracą, która faktycznie pozwala na życie osobiste, której nie jest się niewolnikiem. Na co dzień mały biznes online Bruna pozwalał mu opłacić studia, zapłacić za wynajem mieszkania i utrzymać się, a w wakacje - podróże.
Gdy wróciłam do Polski, wiedziałam już, że nie chcę pracować po to, aby żyć. Zadałam sobie pytanie, co naprawdę chcę teraz w życiu robić i wtedy tą odpowiedzią było podróżowanie, zobaczenie świata, uzyskanie niezależności.
Chciałam też zarabiać na czymś, co lubię robić. Pomyślałam więc, jak mogę wykorzystać moje umiejętności dziennikarskie, marketingowe i zacząć na nich zarabiać zdalnie. Stworzyłam ofertę, zaczęłam ją rozsyłać. Pierwszych klientów udało mi się znaleźć od razu. W ciągu następnych lat zaczęłam pracować dla globalnych marek.
Kientom nie przeszkadzało, że zmieniałaś miejsce i tym samym czas pracy?
- Lokalizacja nigdy mi nie przeszkodziła w pracy. Moi klienci nie mieli nigdy obiekcji co do tego, że pracuję z Wysp Kanaryjskich czy z Meksyku. Było to dla nich ciekawostką, czymś egzotycznym, ale nigdy czymś negatywnym.
Gdzie wybrałaś się w pierwszą podróż?
- W 2014 roku spakowałam laptopa i pojechałam na moje pierwsze praco-wakacje na Fuerteventurę na Wyspach Kanaryjskich. Objechałam wtedy większość wysp. To było jak olśnienie. Przekonałam się, że tak można, więc założyłam bloga Cyfrowi Nomadzi, by podzielić się przemyśleniami z innymi. Chciałam przekonać ich, że warto szukać czegoś swojego, podążać za swoją pasją, odważnie realizować swoje plany oraz marzenia i że nie potrzeba do tego jakichś olbrzymich pieniędzy.
Wkrótce wylądowałam w Meksyku, w Acapulco. Tam dołączył do mnie Bartek, z którym rozkręciliśmy się na dobre. Realizowanie ambitnych planów we dwójkę było łatwiejsze. Wpadliśmy na pomysł, że dotrzemy samochodem do Patagonii, do Ziemi Ognistej - Tierra del Fuego, w międzyczasie pracując zdanie.
Następnie polecieliśmy do USA - do Kalifornii, bo tam mogliśmy kupić auto, nie będąc rezydentami Stanów Zjednoczonych. Kupiliśmy za 5 tys. dolarów Toyotę Land Cruisera i tak zaczęła się przygoda z laptopem i terenówką. Za oceanem spędziłam około dwóch lat, łącząc pracę z podróżowaniem - część tego czasu tylko podróżując.
Jaki miałaś pomysł na życie i pracę w podróży?
- Plan polegał na tym, by wynająć mieszkanie lub dom na Airbnb na 6-8 tygodni i w tym czasie pracować, surfować, a weekendy poznawać okolicę. Następnie robiliśmy sobie dwa tygodnie wolnego. To był czas na samo podróżowanie i znów osiedlaliśmy się w nowym miejscu, gdzie spędzaliśmy kolejne dwa miesiące.
Te doświadczenia zmieniły moje postrzeganie świata i sprawiły, że znam go nie tylko z lekcji geografii i informacji z telewizji. To są tysiące poznanych miejsc, prawdziwi ludzie, nowe przyjaźnie, doświadczenia. To poznanie świata takim, jaki jest.
Co było największym wyzwaniem, co sprawiało największe trudności? Jakie były twoje pierwsze doświadczenia?
- Od samego początku to było bardzo satysfakcjonujące doświadczenie pod względem zmiany otoczenia, klimatu, pogody, ludzi. Oczywiście bywało też trudno, ale miałam dobrego partnera, więc nie byłam sama. Razem próbowaliśmy surfingu, chodziliśmy na trekking po górach, lubiliśmy jazdę terenową naszą terenówką, a przy tym dość dobrze sprawdzaliśmy się w ekstremalnych warunkach, do których zdecydowanie nas ciągnęło w tej podróży. Nie jestem typową plażowiczką. Lubię, jak coś się dzieje, dlatego często wybieraliśmy miejsca, do których dociera mało ludzi.
Była Fuerteventura, Meksyk, Patagonia, USA... Co dalej - jaki kierunek wybrałaś?
- Po dwóch latach postanowiliśmy wrócić do Europy. Zastanawialiśmy się nad ciekawym miastem i uznaliśmy, że będzie to Barcelona. Ja chciałam podróżować dalej, a Bartek chciał zostać w mieście, dlatego z czasem nasze drogi się rozeszły. Po jakimś czasie wyjechałam do Azji Południowo-Wschodniej, potem na Wyspy Kanaryjskie.
W 2019 roku w moim życiu pojawiła się Nina, moja córka, którą wychowuje samodzielnie. Oczywiście Nina zmieniła wszystko. Na jakiś czas wróciłam z nią do Polski, by być bliżej rodziny, ale w kwietniu wróciłyśmy do Hiszpanii.
Jak często zmieniasz kraj? Masz plan podróży, czy decyzje podejmujesz spontanicznie?
- Sceneria, okoliczności się zmieniają, ale praca zdalna i własna działalność online zostają - zabieram je wszędzie, gdzie chcę. Praca jest mobilna - to znacznie ułatwia życie, otwiera wiele możliwości. Nie trzyma mnie w miejscu. Daje mi wolność co do zmiany otoczenia.
Zanim pojawiła się Nina, podróżowałam spontanicznie. Przykładem jest podróż do Tierra del Fuego, która zajęła niemal 2 lata i zamieniła się w solidny plan, który kształtował się po drodze. Teraz moje podróże z Niną wyglądają trochę inaczej. Mamy bazę, która służy do pracy. Z tego miejsca wyjeżdżamy na wycieczki, na których jestem z nią sama. Natomiast w bazie musi być ktoś, kto wspiera mnie w opiece nad Niną i komu mogę zaufać.
Co razem zwiedziłyście?
- Niedawno spędziliśmy kilka wspaniałych tygodni na Wyspach Kanaryjskich. Byłam sama z Niną na trzech wyspach. Na każdej wynajęłam samochód i zrobiłyśmy objazdówkę. Byłyśmy na La Palmie, na Teneryfie i na Fuerteventurze. Moja córka miała 1,5 roku, ale też dobrze się bawiła. Spędziliśmy razem bezcenne chwile. W tym czasie laptopa nie udało się nawet otworzyć, ale taki był plan.
Ile krajów dotychczas odwiedziłaś? Gdzie było najtrudniej, a gdzie najłatwiej?
- Krajem, z którym jestem najdłużej związana, jest Hiszpania. To przede wszystkim Fuerteventura na Wyspach Kanaryjskich, a także Barcelona, do której teraz się przeprowadziłam. To bardzo liberalne miasto, bardzo różnorodne, bogate kulturowo i tolerancyjne. Właśnie tam chcę teraz zamieszkać z moją córką.
Z krajów Ameryki Łacińskiej bardzo polubiłam Meksyk. Lubię też takie miejsca jak Todos Santos w Baja California, Acapulco, Puerto Escondido, Mazunte czy San Cristóbal de las Casas. Na mojej liście ulubionych miejsc jest także Antigua w Gwatemali, Xela, San Jose i Bogota. Lubię też Bali i Tajlandię, choć zdecydowanie bardziej przyciąga mnie świat hiszpańskojęzyczny.
Gdybyś miała powrócić do jednego z odwiedzonych krajów, to który by to był?
- Teraz moim priorytetem jest to, żeby zapewnić mojej córce jak najlepsze warunki do rozwoju, dlatego zdecydowałam, że przeprowadzimy się do Barcelony. Mieszkałam już w tym mieście, ale wtedy byłam sama i marzyłam o innych miejscach, dalekich podróżach, dlatego też wyjechałam do Azji Południowo-Wschodniej i na Bali. Teraz wracam do Barcelony z córką, bo uważam, że to dobre miejsce do życia dla nas obu.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj